Baśń do wykorzystania na lekcji języka polskiego w klasie czwartej szkoły podstawowej.
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, za siedmioma morzami, albo jeszcze dalej..., a może ciut bliżej, w krainie jakich wiele a może jakich i niewiele w każdym bądź razie w naszym ogromnym wszechświecie, żył sobie mały chłopiec.
I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, chłopiec miał rodziców, młodszego brata, chodził do szkoły i miał swoje wielkie i małe problemy ale..., no właśnie te małe ale spowodowało cykl przedziwnych, tajemniczych, niewyjaśnionych naukowo wydarzeń w jego życiu.
Nasz bohater był zagubiony w tym wielkim świecie, pesymistycznie nastawiony do wszystkiego co go otaczało, czuł się samotnym osobnikiem liczącym 146cm. wzrostu, smutnym, osamotnionym, nie wiedzącym dlaczego w tym życiu tak mu wszystko nie wychodzi, szukał wyjaśnienia, ale jego dziesięcioletni umysł nie potrafił dać mu konkretnej odpowiedzi na nurtujące go pytanie: Po co żyję? i czy wszystko co się dzieje wokół mnie ma jakikolwiek sens i cel? Szukał odpowiedzi u rodziców, nauczycieli i tych wszystkich, których nazywamy starszymi i mądrzejszymi, ale każdy odprawiał go z kwitkiem nie udzielając mu konkretnej odpowiedzi, - Jesteś za mały na takie rozumowanie! Idź pograj w piłkę /nikt nawet nie zauważał, że nie cierpiał tej gry/
- Ale z ciebie stary maleńki, zgred jednym słowem! Dziecko ty masz 10 lat! Co to będzie za kilka następnych -bądź jak inni! /i w tym był problem on nie był jak inni - mimo, że bardzo by chciał/
Pewnego dnia jak co wieczór patrzył w gwiazdy, siedział na balkonie i wdychał wieczorne powietrze przesycone zapachem przekwitłych drzew i dymem palonego zielska z pobliskich ogródków działkowych. - Och pomyślał gdyby tak zmienić się i czerpać radość z życia, znaleźć jego sens, być docenianym przez innych, lubianym i osiągać łatwiej jakiekolwiek sukcesy, jakże by było piękniej.
Na niebie gwiazdy jakby mocniej zajaśniały i wtem jedna ta najmniejsza zaczęła spadać -ktoś umarł -pomyślał chłopczyk, gdyż kiedyś słyszał gdzieś,że to niby taki znak z niebios -złowróżbny znak śmierci.
Gwiazdka przykuła jego wzrok zbliżała się i zbliżała w kierunku dziecka, ale wbrew zasad logiki i praw kosmosu wcale nie stawała się większą była taka maleńka! Aż w końcu opadła pod nogi chłopca. Teraz nie wyglądała jak błyszczące ciało niebieskie przypominała bardziej złoty gwizdek, tak to był mały złocisty gwizdek na srebrnym sznureczku.
Fajny -pomyślał Konstanty /nie lubił tego imienia -jak można było mu nadać takie imię! Czy nikt nie pomyślał,że i to imię było powodem drwin jakie spotykały go na co dzień - Konstanty - co to za imię, czasem rodzice tak udziwniają, że robią tylko nieświadomie krzywdę swym potomkom/
Gwizdek zawisł na szyi Konstantego i ogarnęło go przyjemne ciepło i senność.
Następnego dnia po przebudzeniu wydarzenie nie okazało się snem było totalnym realem - gwizdek dyndał na sznurku śpieszącego do szkoły chłopca.
- Spójrzcie ale gwizdek jak u baby /to koledzy zaczęli dzień drwinami przed salą klasy/ Konstanty krzyknął: Gwiżdżę na to!!! I faktycznie gwizdnął z całych sił i..., nastąpił cud wszyscy zaczęli klepać go po plecach, zapraszać do swych stolików i co najważniejsze każdy chciał być jego najlepszym przyjacielem.
Rozpoczął się sprawdzian, Konstanty jak zwykle był niesamowicie zdenerwowany i mimo wiedzy nerwy gubiły go na wszelkich pracach sprawdzających - pomyślał: gwiżdż na to i zagwizdał lekko w swój talizman i... znowu cud -nerwy przeszły, a zadania okazały się banalne. Chłopiec zaczął gwizdać na swe straszne problemy, które zaczęły znikać, znikać i stały się małymi śmiesznostkami, gwizdał na marudzenie i szantaże młodszego brata, gwizdał na to,że coś mu nie wychodzi, gwizdał na trudne sytuacje w, w których często się znajdował, a im częściej gwizdał tym częściej się uśmiechał, im częściej się uśmiechał tym wszyscy go bardziej lubili, im bardziej zdobywał uznanie tym łatwiej mu wszystko przychodziło.
Zaczął inaczej patrzeć na świat i tak z pesymisty stał się optymistą - kochającym świat.
* * * * *
Ten mały chłopiec ma dziś dużo lat i nie ważna jest tu liczba, ani data jego urodzin.
Czarodziejski gwizdek leży schowany w małej skrzyneczce w szufladzie jego biurka.
Mały chłopiec /który teraz już wcale małym nie jest/ wie, że da ten czarodziejski przedmiot swojemu małemu synkowi - bo w życiu ważne jest to by je przeżyć pogodnie i optymistycznie i na niektóre rzeczy musimy sobie czasem jedynie pogwizdać - bo życie jest przecież tylko jedno.
mgr Anna Hora-Lis |